• Wspomnienia A.Ignaczak 

        • Wspomnienia pani Anny Ignaczak (z domu Kołosowskiej)

          absolwentki szkoły z 1970 r.

          Po latach o mojej szkole

           

          Zanim przejdę do wspomnień z lat nauki w Szkole Podstawowej w Pomierzynie, najpierw o moich początkach nauki w podstawówce. Mieszkałam w Poźrzadle Wielkim, w którym była czteroklasowa szkoła podstawowa. Zajęcia były prowadzone w tzw. klasach łączonych. Siostra Danusia, która jest ode mnie starsza o rok, rozpoczęła naukę w pierwszej klasie we wrześniu 1962 r., zgodnie ze swoim rocznikiem. Ja, jako sześciolatka także chciałam iść do szkoły i uczyć się tak jak siostra. Wobec tego Mama porozmawiała z nauczycielką Panią  Marią Kuciarą o tym, aby pozwoliła mi przychodzić do szkoły razem z Danusią, do momentu aż mi się znudzi. Pamiętam, że Mama uszyła mi woreczek z materiału, kupiła zeszyty, ołówek, kredki, fartuszek szkolny i posłała do klasy pierwszej razem z siostrą. Po niedługim czasie okazało się, że uczę się znacznie lepiej od innych, w tym również od siostry. W konsekwencji Pani nauczycielka, w uzgodnieniu z Mamą, zapisała mnie oficjalnie do dziennika lekcyjnego, jako uczennicę klasy pierwszej i tak przez kolejne lata uczęszczałam do szkoły razem z siostrą Danusią.

          Po ukończeniu czteroklasowej Szkoły Podstawowej w Poźrzadle Wielkim w latach 1966-1970 kontynuowałam naukę w Szkole Podstawowej w Pomierzynie. Budynek był nowy i duży, ładne sale lekcyjne (wyposażone w pomoce do danego przedmiotu), duże korytarze, szatnia. Dyrektorem szkoły był Pan Jerzy Płachta, który włożył dużą pracę w zorganizowanie życia szkolnego i zagospodarowanie terenu wokół szkoły. Pamiętam piękny ogród, małą architekturę ogrodową, w centrum znajdowało się oczko wodne, wokół były trawniki, a także wkomponowane klomby z kwiatami – wszystko było zaplanowane i prezentowało się pięknie, szczególnie wiosną. Pan Dyrektor Płachta uczył nas biologii. Lekcje były bardzo ciekawe, miały w większości charakter praktyczny: sialiśmy warzywa na grządkach, plewiliśmy je, poznawaliśmy nazwy roślin, chodziliśmy po łąkach i lesie, poznając rośliny, owady, ptaki i inne zwierzęta. Pan Jerzy Płachta był pasjonatem przyrody, uczył szacunku i miłości do natury, jak i dbałości o nią. Z perspektywy czasu należy przyznać, że uczył nas ekologii, chociaż termin ten w tamtych latach nie był jeszcze tak powszechnie znany, jak obecnie.

          W okresie wiosennym i jesiennym drogę do szkoły w Pomierzynie pokonywałam z siostrą, koleżankami i kolegami na pieszo lub rowerem. Natomiast zimą większość z nas dojeżdżała autobusem PKS. Z tymi dojazdami wiążą się również miłe wspomnienia. Z uwagi na to, że autobus był bardzo wcześnie rano między godz. 6.00, a 6.30, pan woźny (chyba miał na imię Władysław) wpuszczał nas do szkoły i pozwalał czekać na korytarzu do momentu rozpoczęcia zajęć. Siadaliśmy na podłodze przy piecach kaflowych i ogrzewaliśmy się, część z nas odrabiała prace domowe, ściągając niekiedy od innych. Pan woźny był miły, ale jednocześnie dbał o porządek i dyscyplinę , nie pozwalał nam biegać ani głośno rozmawiać.

          Utkwiło mi w pamięci wydarzenie, które miało miejsce chyba w siódmej klasie na lekcji chemii. Chodziłam do jednej klasy z siostrą Danusią i siedziałyśmy w jednej ławce. Byłyśmy do siebie bardzo podobne, a przy tym mama jednakowo nas ubierała, miałyśmy długie włosy, więc plotła nam warkocze i wiązała takie same kokardy. Do naszej szkoły przyszła nowa nauczycielka, która zadała nam do powtórzenia jakiś materiał i na następnej lekcji odpytywała. Traf chciał, że zapytała Danusię, która nie przygotowała się do lekcji i dostała dwóję. Pani kazała Jej przygotować się na następną lekcję i poprawić ocenę. Danusi nie bardzo chciało się uczyć, więc nakazała mi, żebym poprawiła za nią tę dwóję (mówiła, że jak tego nie zrobię, to mnie zbije). Na lekcji nakazała mi usiąść na swoim miejscu i jak pani wyczytała Danusię, to ja wstałam i za nią odpowiadałam. Pani pochwaliła mnie za dobre przygotowanie i postawiła Danusi piątkę. Taka sytuacja więcej się nie powtórzyła, bo Pani już nas potem rozróżniała.

          Bardzo lubiłam się uczyć i zawsze byłam przygotowana do wszystkich lekcji. Przeczytałam wszystkie lektury szkolne i opracowałam je w dzienniczku lektur, tak jak nasza pani od języka polskiego, Pani Maria Roztocka, od nas wymagała. Zaszczepiła we mnie i uświadomiła mi jak ważne jest czytanie nie tylko lektur, ale także innej literatury, która wzbogaca i rozwija wyobraźnię. Pani Maria nauczyła mnie nie tylko ortografii, poprawnego wysławiania się, ale również umiejętności formułowania prostych, krótkich, prawidłowo zapisanych stylistycznie zdań, zrozumiałych dla czytającego, co jest niezmiernie ważne w mojej obecnej pracy zawodowej, o której napiszę w końcowej części.

          Nie sposób nie wspomnieć także o nauczycielce języka rosyjskiego Pani Annie Fornal. Darzę Ją ogromnym szacunkiem i wspominam z dużym sentymentem. Pani Anna nauczyła mnie języka rosyjskiego, a zdobyte podstawy były tak trwałe i mocne, że w następnych latach nauki nie miałam żadnych problemów.  W tym miejscu wspomnę o zdarzeniu, które miało miejsce wiele lat później, a związane było ze znajomością języka rosyjskiego. Otóż pod koniec lat dziewięćdziesiątych (chyba w 1999r.) brałam udział w Konferencji współorganizowanej przez Krajową Radę Radców Prawnych i Prawników Europejskich, która odbyła się w Moskwie, na zaproszenie Adwokatury Rosyjskiej, a uczestnikami byli adwokaci z Francji, Włoch, Austrii, Hiszpanii, Rosji i Gruzji. Wystąpienia prelegentów i wykłady odbywały się po rosyjsku. Jako uczestnicy konferencji mieliśmy możliwość skorzystania z tłumaczeń, ja zdecydowałam się korzystać ze słuchawek, gdzie lektor tłumaczył wszystko na język polski. Muszę przyznać, że byłam bardzo zaskoczona i jednocześnie dumna z siebie, że po tak wielu latach rozumiałam tłumaczenia, jak również bez tłumacza rozmawiałam z koleżankami i kolegami z Adwokatury Rosyjskiej. Niewątpliwie, do znajomości języka rosyjskiego przyczyniła się w dużym stopniu Pani Anna Fornal.

          W naszej szkole realizowana była także idea „nauka przez pracę”. Pamiętam, że jeden tydzień, pod koniec września lub na początku października, wyłączony był z zajęć i całymi klasami jeździliśmy na pola Państwowego Gospodarstwa Rolnego do zbierania ziemniaków na tzw. wykopki. Rywalizowaliśmy między sobą, kto ile zbierze, a przy wysypywaniu pomagali nam pracownicy PGR-u. Praca była wyczerpująca, ale humor nam dopisywał. Grzało jesienne słońce, a z samego rana widoczne były smużki babiego lata. W czasie przerwy siadaliśmy na czymkolwiek i jedliśmy bułki z masłem i żółtym serem lub z marmoladą (niesamowity smak pamiętam do dzisiaj), a do picia była kawa zbożowa czarna albo z mlekiem. W ogóle było fajnie, takich lekcji życia i doświadczeń się nie zapomina.

          W pamięci utkwiły mi także miłe chwile związane z harcerstwem. Razem z siostrą byłyśmy w drużynie harcerskiej, miałyśmy siwe mundurki i żółte chusty. Chodziłam na zbiórki, uczestniczyłam w leśnych wycieczkach, podchodach i innych spotkaniach,  zdobywałam nie tylko sprawność fizyczną, ale i umiejętności przydatne w życiu codziennym. Były to nowatorskie propozycje zainteresowania uczniów spędzaniem wolnego czasu. Poza tym śpiewałam w chórze, a także należałam do szkolnego SKS-u i byłam w drużynie piłki ręcznej. Wyjeżdżaliśmy na turnieje do Kalisza Pomorskiego, do Drawska Pomorskiego i do Koszalina, co było dla mnie dużym przeżyciem.

          Moim zdaniem Nauczyciele ze szkoły podstawowej wykonali ogromną pracę w przygotowaniu mnie do dalszej nauki i kształcenia zawodowego. Posiadali umiejętności zmotywowania do nauki i poznawania czegoś nowego. Potrafili zainteresować mnie nie tylko wiedzą przekazywaną z danych przedmiotów, ale również wiedzą z własnych doświadczeń życiowych. Nauczyłam się obowiązkowości, systematyczności, szacunku do drugiego człowieka i do natury. Autorytet i prestiż Nauczyciela w okresie mojej nauki w szkole podstawowej był wielki i niepowtarzalny w latach późniejszych.

          A teraz wymienię część osób, które razem ze mną, oprócz siostry Danusi, ukończyły szkołę: Zosia Mękarska, Halina Wołk, Grażyna Nitka, Tadeusz Kołosowski, Heniek Kraus, Krysia Rydel, Janusz Kociara, Irena Lisaj, Stanisław Baran, Zdzisław Gardziński, Grażyna Walter, Krystyna Pietrzyk, Władysław Młynarczyk, Anna Szumańska, Krystian Dybner i Marek Pacholec.

          Przywołam jeszcze inne fakty związane z moją dalszą nauką i kształceniem zawodowym, na które duży wpływ miała nauka w Szkole Podstawowej w Pomierzynie. Otóż po jej ukończeniu uczyłam się w Liceum Ogólnokształcącym w Kaliszu Pomorskim, jednak z powodu zawirowań rodzinnych, czwartą klasę ukończyłam w Liceum Ogólnokształcącym w Białogardzie (1975 r.) i tam zdałam maturę. Kolejny etap nauki to dwuletnia szkoła pomaturalna w Koszalinie, na kierunku – Ekonomika i organizacja przedsiębiorstw państwowych (1987 r.). Następnie los rzucił mnie i moje dzieci do Koszalina, gdzie podjęłam pracę w ówczesnym Zakładzie Energetycznym. W 1987, r., po uprzednim rocznym przygotowaniu, zdałam egzaminy wstępne na studia zaoczne na kierunku – Administracja, na Uniwersytecie Gdańskim na Wydziale prawa i Administracji. Studiowałam zaocznie, pracowałam zawodowo i wychowałam troje dzieci. Ukończyłam studia w 1992 r. i uzyskałam tytuł magistra administracji. Następnie w 1993 r. ukończyłam roczne studium podyplomowe, także na Uniwersytecie Gdańskim, z prawa handlowego. Po dwóch latach od zakończenia studiów doszłam do wniosku, że chciałabym zostać radcą prawnym i świadczyć pomoc prawną na rzecz przedsiębiorców i osób fizycznych. Skorzystałam z tego, że w tamtym okresie stworzona została dla osób z tytułem magistra administracji możliwość ukończenia dwuletnich studiów uzupełniających na kierunku prawa. W związku z tym, w 1995 r. rozpoczęłam studia na Uniwersytecie Śląskim na kierunku – prawo (tylko dwie uczelnie w Polsce prowadziły tego typu studia uzupełniające w Katowicach i we Wrocławiu). Napisałam kolejną pracę magisterską i w 1997 r. uzyskałam tytuł magistra prawa. Mogłam wtedy przystąpić do egzaminu wstępnego na aplikację radcowską w Okręgowej Izbie Radców Prawnych w Koszalinie. Zdałam egzamin wstępny i od września 1997 r. rozpoczęłam aplikację, a po jej zakończeniu od 2001 r. wykonuję zawód radcy prawnego w swojej Kancelarii Radcy Prawnego w Koszalinie.

          Od 2005 r. jestem członkiem Rady Okręgowej Izby Radców Prawnych w Koszalinie, a od 2013 r. pełnię funkcję Wicedziekana Rady. Od kilku kadencji (kilkanaście lat) jestem także członkiem Krajowej Rady Radców Prawnych w Warszawie oraz członkiem Komisji ds. Aplikacji przy KRRP. Poza tym zarządzeniem Ministra Sprawiedliwości zostałam powołana do składu Komisji Egzaminacyjnej do przeprowadzania egzaminu radcowskiego w Koszalinie, jako egzaminator z prawa gospodarczego i jednocześnie Zastępca Przewodniczącego Komisji (od 2014 r. są to egzaminy państwowe).

          Zarówno praca zawodowa, jaki i praca w samorządzie radcowskim daje mi dużo zadowolenia i satysfakcji, pomimo że wymaga dużego zaangażowania czasowego, jak i ustawicznego kształcenia.

          Moja siostra Danusia ukończyła Technikum Leśne w Warcinie i od kwietnia 1981 r. pracuje  w Słowińskim Parku Narodowym w Smołdzinie, ostatnio na stanowisku specjalisty ds. ochrony przyrody. Pracując, ukończyła studia w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie na wydziale nauk o zwierzętach i uzyskała tytuł zootechnika.

          Moim zdaniem Nauczyciele ze Szkoły Podstawowej w Pomierzynie, jak i nauczycielka z Poźrzadła, zaszczepili we mnie pozytywny stosunek do nauki i uczenia się oraz uświadomili mi możliwości i perspektywy wyboru innego, ciekawszego życia.  W późniejszych okresach mojego życia byli dla mnie źródłem  i podstawą w motywowaniu moich dzieci do nauki i w zdobywaniu wykształcenia. Jestem bardzo wdzięczna moim Nauczycielom i jednocześnie dumna z moich dzieci.

           

           

          „Sukces przychodzi jedynie do tych, którzy działają, nie oczekując na jego nadejście”.

  • Nasze media społecznościowe

    • Logowanie